Skip to main content

Ziemniaczana sałatka, wersja milion pierwsza, z bobem

Sałatka ziemniaczana podczas grillowych wieczorów, których niestety w tym roku ze względu na pogodę nie było jeszcze zbyt wiele, znika najszybciej. Ziemniak, niezwykła bulwa, która od lat budzi szereg kontrowersji- czy zdrowa, czy nie, czy tuczy. a może pomaga w utracie uwagi… Ja uważam, że wszystko w nadmiarze lub nieodpowiednio przygotowane może być niezdrowe. Dlatego nie do końca zwracam uwagę na to, która wersja aktualnie obowiązuje. Lubię tę sałatkę, gdyż jest pożywna, ale ma w sobie również orzeźwiającą, jogurtowo-koperkową nutę. Czy wiecie, że w Polsce uprawia się przeszło 130 gatunków ziemniaków, a na całym świecie jest ich ponad 10 tysięcy!?

Potrzebne składniki na solidną miskę sałatki:
  • 1- 1,5 kg ziemniaków
  • 4 średnie kiszone ogórki
  • 500 g ziaren bobu
  • solidna garść/pół pęczka koperku
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • łyżka majonezu
  • sól i pieprz

Ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę i gotujemy w lekko osolonej wodzie, pilnując by nie rozgotowały się a pozostały jędrne, nawet leciutko twarde- zmiękną jeszcze nieco po odcedzeniu. Oczywiście łatwiej pokroić jest ziemniaki po ugotowaniu, i oczywiście możecie tak zrobić, jednak gotowanie ziemniaczanych kostek ułatwia osiągnięcie właściwego stopnia miękkości, że tak się wyrażę 😉 Ogórki kroimy w kostkę i dodajemy do ziemniaków.

Bób gotujemy w lekko osolonej wodzie, krótko, około 10 minut od zagotowania.

Starszy bób może wymagać nieco dłuższego czasu. Pamiętajcie jednak, że zmięknąć mają ziarna, nie skórka, której nie będziemy używać. Zatem, gdy bób jest już miękki, lekko chrupiący, odcedzamy. Studzimy i obieramy ze skórki. Dodajemy do reszty składników.

Koperek siekamy, dodajemy.

Jogurt mieszamy z majonezem.

Doprawiamy solą i pieprzem.

Wszystko mieszamy z przygotowanym sosem.

Najlepiej smakuje lekko schłodzona.

Pyszna pieczona cielęcina w maślano-szałwiowym sosie

Cielęciny nie przygotowuję zbyt często. Kosztuje niemało i jest stosunkowo trudno dostępna. Do tej pory najczęściej przewijała się w mojej kuchni głównie jako baza zupek, czy innych dań dla dzieciaków w rodzinie. Dlatego postanowiłam z nią poeksperymentować, zaczęłam od przygotowania pieczonej cielęciny. Przyznam, że tego typu potrawy czasami nie udają mi się za pierwszym razem. Jestem perfekcjonistką, zatem, gdy mam jakiekolwiek zastrzeżenia, zmieniam recepturę i próbuję aż do skutku. Jednak to mięsko wyszło świetne i już. Część oszamaliśmy jako wędlinę na kanapki, a część została podana z pieczeniowym sosem. Do tego świeża fasolka szparagowa i pyszny obiad gotowy.

Potrzebne składniki to:
  • 1,5 kg cielęciny z kością (np. górki cielęcej)
  • 5 łyżek oleju
  • 50 g masła
  • ok. 15 liści szałwii
  • 5 ząbków czosnku
  • szklanka bulionu warzywnego (ewentualnie przegotowanej wody)
  • sól

Na dużej patelni podgrzewamy olej, rozpuszczamy także masło.

Na powstałą mieszankę tłuszczu wrzucamy szałwię i czosnek.

Na dość dużym ogniu, podsmażamy mięso.

Gdy mięso będzie zrumienione, zdejmujemy z patelni.

Usuwamy z niej także liście szałwii, gdyż dość mocno się przysmażą. Na patelnię wylewamy bulion i krótko gotujemy.

Próbujemy i doprawiamy solą jeśli to konieczne. Mięso solimy (ok 1/2 łyżeczki) i przekładamy do rękawa.

Zalewamy gorącym sosem powstałym na patelni.

Zamykamy rękaw. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 240 stopni na 15 minut. Dzięki temu mięso dodatkowo się zamknie i zachowa soczystość. Potem zmniejszamy temperaturę do 170 stopni i pieczemy jeszcze przez godzinę. Wystawiamy z piekarnika, studzimy, wyciągamy z rękawa zachowując sos z pieczenia i cieszymy się pyszną, aromatyczną wędlinką.

Jeśli chcecie zaserwować na obiad, proponuję sos, który zostanie z pieczenia lekko zredukować w garnku. Mięsko oddzielić od kości, dodać do sosu. Można jeszcze na koniec dorzucić nieco szałwii, by dodatkowo podbić aromat.

Kompot truskawkowy z owocami- zapasy na zimę

Może zwariowałam, ale naprawdę myślę o zimie w lipcu. Po prostu lubię maksymalnie zachować smaki lata, by móc cieszyć się nimi, kiedy aura za oknem nie będzie rozpieszczać nas słonkiem i ciepełkiem tak, jak teraz. Są na to dobre sposoby, więc warto poświęcić nieco czasu na przetwory i przygotować się na zimową słotę. Dzisiaj przepis na domowy syrop, kompot truskawkowy. Nie mam pojęcia skąd wziął się ten przepis, ale w naszym domu króluje od pokoleń. Idealny do przygotowania pysznego, smakującego i pachnącego latem napoju. Świetnie sprawdzi się jako baza do domowego kisielu lub choćby jako dodatek do herbaty.

Składniki na 25 słoików po 300 ml:

  • 10 kg truskawek
  • cukier (po 3 łyżki na słoik)
  • słoiki (ok. 30 sztuk)
To chyba najkrótsza lista składników wśród moich przepisów, jak do tej pory. Procedura jest prosta. Słoiki myjemy, najlepiej w wysokiej temperaturze w zmywarce lub wyparzamy, zalewając wrzątkiem. Truskawki myjemy.

Pozbawiamy szypułek. Wkładamy je luźno, nie dociskając, do słoików. Zapełniamy 1/3 i zasypujemy łyżką cukru.

Dopełniamy do 2/3 wysokości słoika, zasypujemy łyżką cukru. Dopełniamy do końca i znowu dodajemy łyżkę cukru.

Odstawiamy na 24 h w zacienione miejsce, przykrywając pokrywkami jednak wcale nie zakręcając. Po tym czasie truskawki puszczają sok i delikatnie opadają, więc wyjmujemy owoce z kilku słoików, dopełniając nimi pozostałe.

Zakręcamy i wstawiamy słoiki do garnka z wodą, wyłożonego ściereczką.

Woda powinna zakrywać słoiki. Gdy zacznie wrzeć, gotujemy jeszcze jakieś 15 minut. Studzimy. Wstawiamy do spiżarni i sięgamy po nie, jak tylko przychodzi na to ochota.

Ogóreczki małosolne- najcudowniejsze o tej porze roku!

Mogłabym je jeść ciągle. Są delikatne, niskokaloryczne, orzeźwiające. Kiedy tylko zaczyna się sezon ogórkowy i gotowa jest już pierwsza porcja małosolnych, to zajadam je na każdy posiłek w ciągu dnia, nawet jako przekąskę do wieczornego seansu filmowego. Dawno już zainwestowałam w kamionkowy duży garnek, w zasadzie niemalże wyłącznie, by te ogórki przygotowywać, w najlepszej wersji z możliwych. Znam wiele przepisów, ale w mojej rodzinie ten wykorzystuje się od lat i takie ogóreczki lubimy najbardziej, a robimy zawsze w wersji hurtowej, bo znikają w mgnieniu oka. Nie bez znaczenia, oczywiście, jest rodzaj i pochodzenie ogórków. Nawet jeśli nie macie ich we własnych ogródku, to starajcie się kupować z pewnego źródła. Bywają bowiem nawożone i opryskiwane takimi wstrętnymi chemikaliami, że nie dość, że nie smakują tak jak powinny, to jeszcze żadne przetwory z nich stworzone, nie mają szans na przetrwanie- po prostu gniją, nawet pomimo solidnej, naturalnej konserwacji.

Potrzebne składniki:

  • 4 kg ogórków, najlepiej niewielkich
  • ok 5 litrów wody
  • 5 płaskich łyżek soli
  • 4-5 niedużych korzeni chrzanu (najlepiej młodych)
  • 6 sporych liści chrzanu
  • 3-4 nieduże ząbki czosnku
  • 15 liści wiśni
  • koper, 5-6 łodyg wraz z kwiatami
Do garnka wkładamy połowę ogórków.

Wkładamy połowę kopru, korzeni chrzanu, liści wiśni. Następnie dokładamy resztę ogórków, a na nie ląduje reszta składników, także liście chrzanu.

Wodę zagotowujemy, rozpuszczamy w niej sól. Wrzątkiem zalewamy zawartość garnka. Gdy woda lekko przestygnie, na wierzchu układamy odwrócony do góry dnem płaski duży talerz, w celu obciążenia ogórków, lekko go dociskamy.

Całość przykrywamy pokrywką.

Odstawiamy w zacienione miejsce. Gotowe są już właściwie po 24 h, ale chyba najlepsze są po 2 dniach od “nastawienia”.

P.S. Jeżeli nie posiadacie takiego kamionkowego naczynia, możecie przygotować je w słoju.

Smacznego!

Królik w kremowym, rozmarynowym sosie

Niezbyt często przyrządzam to mięso, choć jest bardzo zdrowe i smaczne. Jest niezwykle bogate w przyswajalne przez człowieka białko, a przy tym dość chude.  Powinno znaleźć się w diecie stosowanej przy przeróżnych schorzeniach krążenia, autoimmunologicznych, czy cukrzycy. Szczególnie polecane dla niemowląt, zwłaszcza tych z tendencją do alergii- mięso królika w takich przypadkach bywa przez dzieciaczki najlepiej tolerowane. Same plusy, a jednak dość rzadko można znaleźć je na sklepowych półkach, czy też raczej w ladach chłodniczych Jeśli jednak napotkacie to mięsko, to koniecznie kupcie i wypróbujcie choćby ten przepis. Naprawdę prosty i bardzo pyszny.

Składniki na 3 porcje:

  • 3 porcje mięsa z królika, ja miałam udka z żeberkami
  • 700 ml bulionu warzywnego
  • 2 ząbki czosnku
  • dwie solidne łyżki kwaśnej śmietany
  • łyżka masła
  • kilka gałązek świeżego rozmarynu
  • olej do smażenia
  • sól
  • pieprz
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
Królika płuczemy i usuwamy błony.

Leciutko solimy i obsmażamy na złoty kolor na mocno rozgrzanym oleju, z obu stron.

W trakcie smażenia wrzucamy świeży rozmaryn, aby za pomocą oleju aromatyzował królika, jednak tego rozmarynu dalej nie wykorzystujemy, mógłby być gorzki. Podsmażone mięso przekładamy do gotującego się bulionu.

Płyn nie musi, a wręcz nie powinien zakrywać mięsa. Czosnek kroimy w drobną kostkę, krótko podsmażamy i dorzucamy do bulionu.

Dokładamy kilka gałązek rozmarynu.

Wszystko lekko solimy i pieprzymy. Dusimy pod przykryciem, na wolnym ogniu, przez około 40 minut.

Po tym czasie dodajemy masło.

Następnie zaprawiamy śmietaną, którą oczywiście dobrze uprzednio zahartować (rozbełtać z chochlą lekko przestudzonego sosu).

Doprawiamy, jeśli to konieczne, solą i pieprzem oraz 1/3 łyżeczki kurkumy.

Mięsko jest delikatne, samo odchodzi od kości, aromatyczny maślany sos podkreśla delikatność i delikatną słodycz mięsa. Proponuję podać z kaszą pęczak i obowiązkowo jakimś warzywem, posypcie świeżo rozdrobnionym pieprzem. Smacznego!

Sałatka kalafiorowa

W lecie sałatki lubię bardziej niż zwykle. Po pierwsze dlatego, że nie trzeba stać godzinami przy gorącej kuchence, a po drugie dlatego, że są lekkie, a gdy jest gorąco, właśnie takich dań szukam. Dodatkowym plusem jest dostępność cudowny, świeżych, pachnących składników. Poza tym lato to czas grillowania i na imprezach w plenerze także przydają się warzywne dodatki, a im szybciej się je robi, tym lepiej. Ta sałatka idealnie wpisuje się w tę charakterystykę.

Składniki na sporą miskę sałatki:

  • Średni kalafior
  • puszka zielonego groszku
  • 5 ogórków kiszonych (moje miały około 10 cm długości)
  • 3 cebulki dymki z odrobiną szczypiorku
  • dwie łyżki majonezu
  • 3 łyżki gęstego jogurtu greckiego
  • pęczek koperku
  • sól i pieprz
Kalafiora dzielimy na nieduży różyczki.

Wrzucamy na lekko osolony wrzątek i gotujemy jakieś 5 minut- powinien pozostać chrupiący.

Odcedzamy, rozkładamy na dużym talerzu lub desce do ostygnięcia, rozłożenie go jest ważne, by zatrzymać proces gotowania. Jeśli zostawimy kalafiora na durszlaku lub garnku dalej będzie utrzymywał ciepło i zmięknie, a tego nie chcemy. Cebulkę kroimy.

Mieszamy z odcedzonym groszkiem.

Ogórki kroimy na plastry.

Dodajemy do reszty składników.

Następnie dokładamy przestudzony kalafior. Z posiekanego koperku, majonezu, jogurtu, pieprzu i soli przygotowujemy sos. Nie sólcie zbyt mocno, sporo soli dodadzą ogórki. Sos dolewamy do wszystkich składników.

Mieszamy. Odstawiamy na minimum godzinę, by składniki się przygryzły. Serwujemy.

Zsiadłe z ziemniaczkami i sadzonym

Jeśli chodzi o obiady w porze letniej, to ten jest w pierwszej trójce moich ulubionych. Nie wymaga absolutnie żadnych zdolności kulinarnych, jedynie dobrych produktów. Głównym z nich jest zsiadłe mleko. Nic niezwykłego, można kupić w każdym sklepie… ale nie zastąpi ono tego zrobionego we własnym domu, ze świeżego, kompletnie nieprzetworzonego mleka. Niebo w gębie. Oczywiście jeśli lubi się takie smaki. Ja, wychowana na wsi, nie mogę doczekać się wiosny, kiedy łaciate koleżanki zaczynają wypasać się na świeżej soczystej trawce…i mleko wtedy smakuje niepowtarzalnie. Jakże pyszne jest takie ciepłe jeszcze mleko, w towarzystwie chałki lub dobrego chleba z masłem i miodem, aż ślinka cieknie. Przygotowanie zsiadłego mleka to proces kilkudniowy, ale zupełnie od nas niezależny i nie wymagający żadnych specjalnych umiejętności. Powstaje w wyniku fermentacji mlekowej, która dzięki bakteriom w nim zawartym, zachodzi samoistnie. Polecam wypróbować, ale ostrzegam, że jeśli raz spróbujecie, już nigdy nie kupicie gotowego zsiadłego mleka w sklepie.

Składniki na pyszny i sycący letni obiad dla 3 osób to:

  • ok. 1,5 litra mleka prosto od krowy
  • po 3-5 młodych ziemniaków na porcję
  • 3 jajka
  • pęczek koperku
  • nieduża cebula i 100 g słoniny, podgardla lub boczku na okrasę
  • sól i pieprz
Narzędzie do przynoszenia mleka od sąsiadów 😉
Mleko wlewamy do garnka.

Odstawiamy na 4 dni w zacienione miejsce, w temperaturę ok 20 stopni. Następnie wkładamy na ok. 24 h godziny do lodówki. W zależności od jakości mleka, ilości tłuszczu proces może się skrócić lub wydłużyć. Uważajcie jednak żeby nie przesadzić z oczekiwaniem. Dobrze zrobione zsiadłe mleko będzie na tyle gęste, że po wyjęciu z garnka porcji łyżką, puste miejsce nie zasklepi się, lub będzie to trwało bardzo wolno.

Po tym czasie na wierzchu naczynia znajdziecie gęstą, żółtawą, przepyszną śmietankę i zsiadłe mleko pod spodem.

Śmietankę możecie zebrać łyżką i wykorzystać w innym celu. Ja jednak wcinam wszystko, ta śmietanka jest chyba zresztą najlepsza ze wszystkiego. Ziemniaki myjemy lub skrobiemy.

Gotujemy w lekko osolonej wodzie. Słoninę i cebulę kroimy w kostkę, siekamy koperek.

Na patelnię wrzucamy słoninę, wytapiamy z niej tłuszcz.

Gdy się zrumieni, dorzucamy cebulkę, chwilę podsmażamy. Zgarniamy nieco wytopionego tłuszczu i smażymy na nim sadzone jajka, lekko solimy i pieprzymy.

Mleko wykładamy na talerz lub do miseczki. Na oddzielny talerz kładziemy odcedzone, oczywiście, ziemniaki, polane okrasą i posypane koperkiem oraz jajko.

Szaraki-żelaziaki

Dzisiaj smakowita tradycja, która, nie wiem jakim cudem, nigdy wcześniej nie zagościła na moim stole. Jestem tym faktem oburzona i sama udzieliłam sobie reprymendy. Zakochałam się w tych kluseczkach, zarówno takich ot, prosto z wody, jak i z dodatkami. Smakują podobnie do ciasta, które na pewno znacie z, jednak bardziej popularnych, pyz. Jest to danie wywodzące się z Wielkopolski i chyba tam najbardziej popularne. Serwowane najczęściej z zasmażaną kapustą lub białym serem. Ja dzisiaj prezentuję ten drugi przepis. I wiecie co? Pal sześć dietę, szare kluski były na obiad wczoraj… będą i dzisiaj! 🙂

Składniki na 4 porcje:

  • 1,5 kg ziemniaków
  • jajko
  • szklanka mąki
  • sól
  • woda
  • średnia cebulka
  • ok 200 g boczku, kiełbasy lub słoniny, a najlepiej wszystkiego po trochu
  • 150-200 g twarogu
Ziemniaki obieramy myjemy, ścieramy na tarce, tak jak na klasyczne placki ziemniaczane, ręcznie lub przy pomocy robota.

Odsączamy z wody, najlepiej przez ściereczkę/gazę, zachowując jednak odciśnięty płyn.

Gdy płyn się odstoi odlewamy wodę. Na dnie zostanie skrobia, którą dokładamy do ziemniaków.

Wpijamy jajko.

Dodajemy mąkę i mniej więcej czubatą łyżeczkę soli. Wszystko mieszamy.

Proporcje powyższych składników zależą oczywiście choćby od stopnia odsączenia płynu z ziemniaków. Ciasto powinno być dość zwarte, gęstsze niż na placki ziemniaczane. Proponuję wstępnie przygotować ciasto, nie sypać zbyt wiele mąki, zagotować wodę, lekko ją osolić i spróbować ugotować jednego kluska. Jeśli się nie rozpadnie, to śmiało możemy gotować resztę. Jeśli rozpłynie się w wodzie- dosypujemy więcej mąki do ciasta. Kluski formujemy łyżką i wkładamy do wody zanurzając łyżkę we wrzątku.

Wyciągamy z wrzątku i formujemy następnego kluska. Pilnujemy żeby w wodzie nie wylądowało ich za dużo na raz, mogłyby się bowiem posklejać. Od momentu zagotowania gotujemy 3-5 minut, w zależności od wielkości klusków.

Wyławiamy łyżką cedzakową. Gotujemy następną porcję.

Gdy kluski się gotują kroimy w kostkę składniki na omastę. Na początek na patelnię wrzucamy słoninę, a gdy wytopi się z niej tłuszcz- dorzucamy inne składniki, na koniec cebulkę.

Kluski polewamy powstałą okrasą i dodajemy pokruszony biały ser. Smacznego!

Schabowy inaczej w rozmiarze XXL

Dzisiaj propozycja dla mięsożerców. Jeśli macie ochotę na niezawodnie pyszne schaboszczaki, to ten przepis Was usatysfakcjonuje. A jeśli do tego lubicie delikatne wariacje w oparciu o tradycyjne smaki- to świetnie trafiliście. Pomysł jest dość prosty, tak samo, jak składniki. Dwa rodzaje mięsa wieprzowego, grzyby, cebula- nie ma szans, by te produkty, połączone ze sobą nie stworzyły czegoś rozkosznie smacznego.

Składniki na 3, naprawdę duże porcje:

  • 3 plastry schabu o grubości ok. 2  cm
  • 3 plastry karkówki o grubości ok. 2 cm
  • solidna garść suszonych grzybów
  • 2 nieduże cebule
  • 2 jajka
  • bułka tarta
  • olej lub najlepiej smalec do smażenia
  • sól i pieprz
Najpierw namaczamy grzyby, przez jakieś 15 minut. Następnie w świeżej wodzie gotujemy je, przez około 30 minut w lekko osolonej wodzie. Odcedzamy.

Po ostudzeniu kroimy w dość drobną kostkę.

Plastry z karkówki rozbijamy tłuczkiem.

Polecam przykryć mięso folią spożywczą, by uchronić kuchnię przed fruwającymi skrawkami mięsa. Miejsca przerośnięte tłuszczem nacinamy nożem- by nie zwinęło się podczas smażenia.

Obsypujemy solą i pieprzem.

W ten sam sposób rozbijamy schab.

Przyprawiamy.

Cebulkę ścieramy na tarce tej samej, którą stosujemy do ziemniaków na placki ziemniaczane, lub miksujemy na gładką pastę. lekko solimy i odstawiamy na siteczku na jakieś 15 minut- cebula odda nieco wody i straci ewentualną goryczkę.

Na plaster schabu wykładamy nieco grzybów oraz cebulowej papki, równomiernie rozprowadzamy po kotlecie, zostawiając nieco pustej powierzchni przy brzegach.

Dobieramy mniej rozbity plaster z karkówki o podobnym kształcie i wielkości. Układamy na schabie i dociskamy. Rozmącamy jajko, leciutko solimy.

Nasze złożone kotlety obtaczamy w jajku, a następnie w bułce tartej.

Smażymy na dobrze rozgrzanym tłuszczu, na średnim ogniu, do zrumienienia.

Taki podwójny kotlet jest bardzo soczysty i aromatyczny, a to wszystko dzięki wytapiającemu się z karkówki tłuszczykowi, ale także dzięki smakowitej wilgoci pochodzącej z cebuli i grzybów.

Podajemy w ulubiony sposób. Moja dzisiejsza propozycja to słodkie i orzeźwiające pomidorki oraz szare kluski ziemniaczane. Smacznego!

Bąbelkowe orzeźwienie z kwiatów bzu

Mam nadzieję, że znajdziecie jeszcze surowiec do wypróbowania przepisu, który chcę Wam dzisiaj zaproponować. Wymagał trochę zachodu i testów, ale poniżej opisana wersja jest wypróbowana i daje super efekt. Główny składnik to czarny bez, a konkretnie jego kwiaty. To, co chcemy uzyskać, to lekko gazowany napój- taki szampan z kwiatków. Powstaje dzięki delikatnej fermentacji dzikich drożdży, które znajdują się na kwiatach. Pyszny i świetny na upalne dni.
  • nie mniej niż 30 baldachów kwiatów czarnego bzu
  • 12 litrów wody
  • 1 400 g cukru
  • 8 cytryn
  • 4 łyżki białego octu winnego

Do przygotowania tych orzeźwiających bąbelków potrzebujecie naczynia fermentacyjnego, baniaka takiego, jak do produkcji wina, czy piwa.

Podobno można też nastawić takiego gazowańca w dużej plastikowej butli po wodzie mineralnej, ale ja, przyznaję, nie próbowałam.

Zbieramy kwiaty bzu, w słoneczny dzień, najlepiej w momencie, kiedy kwiaty znajdują się w pełnym słońcu.

Warto rozłożyć je najpierw na papier i poczekać, aż wytuptają sobie z nich wszelkie owady. Pod żadnym pozorem nie płuczemy! Zagotowujemy 2 litry wody i rozpuszczamy cukier.

Studzimy i przelewamy do baniaka. Cytryny obieramy i kroimy w plastry.

Wkładamy je do baniaka.

Następnie od kwiatów odcinamy grube łodyżki.

Wkładamy je do naczynia.

Dolewamy ocet. Następnie 10 litrów wody, ja użyłam niefiltrowanej, prosta z kranu. Zamykamy baniak korkiem z rurką fermentacyjną i odstawiamy na tydzień w chłodne miejsce.

Po tym czasie odcedzamy.

Powinien być już lekko gazowany, lekko kwaśny lecz słodki.

Przelewamy do butelek poprzez gazę lub gęste sitko. Przechowujemy w chłodnym, zacienionym miejscu. Przetestowałam butelki szklane, zamykane na sprężynę i plastikowe.

Obie wersje dały radę. Plastikowe butelki mają jednak tę zaletę, że gdy obserwujemy za duży wzrost ciśnienia w środku, z łatwością możemy delikatnie odkręcić i spuścić nieco gazu. Przy tych proporcjach nic nie pękło, nic nie wybuchło. Napój jest gotowy po kilku dniach, jednak w trakcie leżakowania traci słodycz, a ponieważ ja lubię wytrawne napoje tego typu- najbardziej smakował mi jakiś miesiąc po przelaniu do butelek.

Podawać schłodzony, z kostkami lodu lub mrożonymi truskawkami- na przykład. Napój w wyniku fermentacji nabiera nieco procentów, ale jest to ilość naprawdę śladowa (1-2 %)