Skip to main content

Wątróbka cielęca- wariacja na temat klasyki

Zgodnie z moją teorią, że organizm pobudza naszą ochotę na produkty, które mogą mu dostarczyć składników, których mu brakuje… mnie ostatnio ewidentnie brakuje żelaza. Szpinak mogłabym jeść na okrągło i na każdy posiłek, a i wątróbka często gości na moim stole. Jednak cielęcą wątróbkę przygotowywałam pierwszy raz. W konsystencji jest ona podobnie delikatna, co wątróbka drobiowa. Postanowiłam przygotować ją dość klasycznie, z cebulką, ale w lekko odmienionej wersji. Nie byłabym w końcu sobą, gdybym nie dodała czegoś od siebie 😀

Składniki dla 2-3 osób:

  • 500 g wątróbki
  • duża cebula
  • dwie łyżki octu balsamicznego
  • kilka liści szałwii
  • 1/2 łyżeczki soli (lub nieco więcej jeśli wolicie)
  • pół łyżeczki czarnego pieprzu
  • dwie łyżki masła
  • 5 łyżek oleju
  • 1/3 szklanki wody
Cebulkę kroimy w pióra lub nieco drobniej. Na patelni rozgrzewamy olej w połączeniu z masłem.

Podsmażamy na nim cebulę.

Krótko. Dodajemy szałwię.

Oczyszczoną wątróbkę myjemy, osuszamy i obtaczamy w mące.

Miałam duże, ale dość cienkie kawałki, o grubości ok. 2 cm. Gdy tylko cebula lekko się zeszkli- dodajemy wątróbkę.

Na dość sporym ogniu podsmażamy z obu stron, 3-4 minuty z każdej. Powinna ładnie się zrumienić. Solimy, pieprzymy, dodajemy wodę i ocet balsamiczny.

Wszystko razem dusimy 3-5 minut, przekręcając przynajmniej raz wątróbkę, by miała szansę zanurzyć się w powstałym sosie, a co za tym idzie w przyprawach.

Tak przygotowana wątróbka jest mięciutka, różowa, ale nie krwista w środku. Gotowe 🙂

Najprostszy na świecie sok malinowy

Jestem szczęśliwą posiadaczką starej odmiany malin, które rodzą właściwie od czerwca do pierwszych mrozów. Bałam się, że zimna wiosna pozbawi mnie w tym roku dobrodziejstwa tych owoców, ale nie. Było ich całkiem sporo i cały czas czerwienią się na krzakach. Cała rodzinka pojadła więc malin, powstało z nimi kilka smakowitych deserów no i oczywiście sok. Jego prozdrowotne działanie znamy od wieków. Chyba każdy wie, że gorąca herbata z sokiem z tych owoców to pierwsza pomoc w gorączce, rozgrzewa i wspomaga odporność.


Składniki:

  • maliny
  • cukier
  • słoik i butelka w którym będziemy przechowywać sok
Z około litra malin otrzymujemy ok 250 ml soku/syropu
Moje maliny zbierane były w znanym, oddalonym od drogi miejscu.

Nie myłam ich,  jedynie starannie przebrałam i usunęłam ewentualne zanieczyszczenia. Jeśli musicie opłukać owoce- zróbcie to delikatnie.

Do umytego, najlepiej wyparzonego słoja wkładamy 4-5 łyżek malin, zasypujemy 2 czubatymi łyżkami cukru i tak aż do wypełnienia.

Zakręcamy i odstawiamy, u mnie stoją zawsze w dość słonecznym miejscu, na parapecie okna.

Już po kilku godzinach owoce zaczną puszczać sok i zmniejszy się objętość zawartości słoika.

W przeciągu 2-3 następnych dni, możecie owoce przemieszać i uzupełnić słoik nową porcją malin i cukru.

Owoce powinny stać w ten sposób około 3 tygodni. Od czasu do czasu dobrze jest otworzyć słoik i delikatnie przemieszać.

Po tym czasie przelewamy je na drobniutkie sito lub na gazę, oczywiście aby sok spływał do naczynia.

Powstały płyn przelewamy do wyparzonej butelki, zakręcamy.

Soku nie podgrzewam ani nie pasteryzuję po zamknięciu w butelkach. Cukier oraz proces w jaki powstaje sok są gwarantem jego trwałości. Przechowywałam go w ten sposób przez około 10 miesięcy i absolutnie nic się z nim nie stało. Z pozostałej owocowej pulpy możecie stworzyć konfiturę albo zalać alkoholem odstawić na jakiś czas po czym ponownie przecedzić i stworzyć pyszną malinową nalewkę 🙂

Rozgrzewająca dyniowa

Moi drodzy, oficjalnie, zupa jest przepyszna, no i w sumie całkiem prosta w przygotowaniu. Przepis oczywiście wykorzystujący sezonowe bogactwo jakim jest dynia. Jeśli uważacie, że to mało ciekawe danie, a może nie przepadacie ze względu na mdławo-słodkawy smak… to ten przepis jest dla Was i na pewno zmienicie zdanie na temat dyniowej.


Składniki:
Na wywar:

  • 4 marchewki
  • 2 pietruszki, mogą być z nacią
  • seler, także z nacią
  • por
  • cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 całe nasiona kardamonu
  • 4-5 liści laurowych
Oraz:
  • 2, 5-3 kg dyni
  • 1,5 kg ziemniaków
  • 1/3 łyżeczki kminu rzymskiego
  • płaska łyżeczka kurkumy
  • płaska łyżeczka curry
  • 1/3 łyżeczki cynamonu
  • pół łyżeczki imbiru
  • sól
  • pieprz

Najpierw gotujemy wywar.

Wszystkie składniki wkładamy do wody i od momentu zagotowania warzymy na niedużym ogniu przez 45-60 minut. W międzyczasie przygotowujemy dynię. Kroimy ją na cząstki, przy pomocy łyżki usuwamy pestki.

 

Układamy na papierze do pieczenia i pieczemy w 190 stopniach przez około 30 minut

aż miąższ będzie miękki i będzie lekko odchodził od skórki.

Gdy wywar jest gotowy, wyławiamy wszystkie warzywa i przyprawy oprócz marchewek. Obieramy ziemniaki. Kroimy w kostkę i dodajemy do wywaru.

Gdy będą miękkie dodajemy miąższ dyni.

Zagotowujemy a następnie miksujemy wszystko na gładki krem.

Dalej gotujemy jeszcze kilka minut. Na suchej patelni podprażamy wszystkie przyprawy.

Dodajemy do zupy.

Po kilku minutach próbujemy i doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Podajemy na przykład z uprażonymi pestkami dyni.

Jesienny zastrzyk pysznych witamin

Tak jak wiosną obżeram się nowalijkami, pachnącymi świeżutkimi rzodkiewkami czy sałatą, tak jesień niezmiennie kojarzy mi się z bombą witaminową w postaci soku z marchwi i jabłek. Oczywiście, takie soki można robić praktycznie cały rok, ale mnie one zwykle najbardziej porywają o tej porze. Marchew jeszcze na polu, cały czas soczysta i słodka. Jabłka zwłaszcza te tak zwane zimowe odmiany też w tej chwili królują… zatem do dzieła! Trzeba się wzmocnić w obliczu nadchodzącej słoty. Dodatkową atrakcją w moim domu rodzinnym jest używanie sokowirówki, która jest z nami od 1978 roku i działa tak samo niezawodnie!

Składniki… dość oczywiste- jabłka i marchewki…ale w jakiej ilości… po raz pierwszy chyba nie uda mi się podać. Wszystko zależy bowiem od soczystości obu ingrediencji.
Można spróbować przyjąć, że z 2 kg marchewek i 1,5 kg jabłek otrzymamy około 500 ml soku.

Marchew obieramy.

Kroimy na takie kawałki, by mieściły się w “podajniku” w sokowirówce.

Jabłka myjemy, możemy wykroić gniazda nasienne, nie obieramy, kroimy.

 

No i potem już warczenie- odpalamy sprzęt i wirujemy owoce by otrzymać sok 🙂

Pyszny i zdrowy!

Marynowane skarby jesieni

Skoro spacerom do lasu cały czas jeszcze towarzyszą obfite zbiory grzybów, to oczywiście nie mogło być inaczej. Marynuję. Niewielkimi porcjami, ale kilka niedużych słoiczków się uzbierało, a mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Mój przepis to wypadkowa podpatrzonych przepisów mojej mamy i cioci, oraz własnych przemyśleń, no i oczywiście tego, co lubię. Grzybki są średnio octowe, lecz oczywiście ocet jest wyczuwalny, przyprawy i cebulka dodają aromatu.

Składniki na 3-4 małe słoiczki:

  • 20-25 małych grzybków, ja miałam głównie podgrzybki i maślaki
  • woda
  • łyżka soli

na zalewę

  • pół szklanki octu 10%
  • szklanka wody
  • łyżka cukru
  • łyżka soli
  • 5 ziaren ziela angielskiego
  • 4-5 liści laurowych
  • pół łyżeczki czarnego pieprzu
  • spora cebula pokrojona w pióra
  • łyżka gorczycy w ziarnach
Grzyby czyścimy, maślaki obieramy. Większe grzybki możemy pokroić. Wkładamy do garnka, zalewamy wodą i solimy. Gotujemy.

Od momentu zagotowania się wody, gotujemy 10 minut.

Odcedzamy, przelewamy zimną wodą, by skutecznie przerwać proces gotowania.

Wszystkie składniki zalewy mieszamy ze sobą i wstawiamy na gaz do zagotowania.

W międzyczasie wyparzamy słoiczki. Następnie układamy w nich grzybki.

Jak tylko zalewa zacznie się gotować, łyżką cedzakową wyławiamy cebulkę i przyprawy, układamy je na wierzchu grzybków.

Następnie płynem zalewamy zawartość słoiczków.

Zamykamy na gorąco. Gotowe.

Smażone zielone pomidory

Znacie tę historię? “Smażone zielone pomidory w Whistle Stop Caffe”, to słodko-gorzka opowieść amerykańskiej pisarki Fannie Flagg. Rzeczone zielone pomidory, kuchnia i gotowanie także są bohaterami tej powieści, zwłaszcza, że główne bohaterki prowadzą w swoim rodzinnym mieście knajpkę, gdzie splatają się historie mieszkańców, toczy codzienne życie. Dzisiaj mam dla Was przepis na najpyszniejsze rzeczone smażone pomidory. Może Wam też posmakują i będą źródłem wspomnień, tak jak dla bohaterów książki.

Składniki na 2 porcje:

  • 4 średnie zielone pomidory
  • 2 plastry boczku
  • jajko
  • łyżka mąki kukurydzianej
  • łyżka sproszkowanego parmezanu
  • bułka tarta
  • sól i pieprz
  • olej do smażenia
Pomidory kroimy w plastry, odrzucamy końcówki.

Wkładamy do miski lub garnka. Dodajemy mąkę i parmezan.

Podrzucamy pomidory kilka razy, dzięki czemu ser i mąka dokładnie otoczą plastry.

Boczek kroimy w kostkę lub dość cienkie paski. Wrzucamy na patelnię i wytapiamy z niego tłuszcz.

Gdy dobrze się podsmaży i stanie chrupiący- wyciągamy z patelni.

Jajko solimy, pieprzymy i rozmącamy. Na oddzielny talerzyk wysypujemy bułkę.  Dolewamy kilka łyżek oleju (by zakrywał całe dno patelni), a gdy tłuszcz się rozgrzeje każdy plaster pomidora obtaczamy w jajku.

A na koniec jeszcze w bułce.

Smażymy na średnim ogniu.

Po usmażeniu, zezłoceniu panierki z obu stron, wykładamy na papierowy ręcznik.

Podajemy z chrupiącymi skwarkami. Świetnie sprawdzi się do tego na przykład czosnkowy sos. Smacznego!

Aromatyczne pieczone kotlety

Potrawy z mięsa mielonego są obecne chyba w każdej kuchni na całym świecie. Z różnych rodzajów mięs, w różnej postaci, ale są. Na polskich stołach kotlet mielony króluje, dzieląc się dominacją ze schabowym. Mielone, czy klopsiki- uwielbiam i wprost ubóstwiam je modyfikować. Dla tych, którzy nie przepadają ze względu na ciężkostrawność smażonych potraw, mam propozycję kotletów pieczonych w piekarniku. Są o wiele zdrowsze, a do tego rewelacyjne.

Składniki na ok. 12 kotlecików:

  • 400 g wieprzowiny
  • 200 g wołowiny
  • jajko
  • średnia cebula
  • 3 spore ząbki czosnku
  • solidny pęczek natki pietruszki
  • kilka listków selera, może być seler naciowy
  • łyżeczka soli
  • łyżeczka pieprzu
  • olej
Mięso mielimy. Mielimy lub ścieramy surową cebulkę i dodajemy do mięsa.

Dodajemy jajko, doprawiamy solą i pieprzem. Czosnek przeciskamy przez praskę i dodajemy.

Liście selera i natkę pietruszki siekamy, dodajemy do masy.

Dodajemy dwie łyżki oleju i dokładnie wyrabiamy masę łącząc wszystkie składniki. Formujemy niezbyt duże kotlety, nacierając je lekko olejem.

Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.

Pieczemy około 30 minut w 190 stopniach, dolna i górna grzałka. Podajemy z ulubionymi dodatkami.

Dżem z owoców czarnego bzu

Doskonale pamiętam jak w dzieciństwie upominano mnie, bym nie ważyła się zjeść owoców czarnego bzu, które kusiły jesienią- miały być bowiem trujące. Teraz już wiem, że trujące są, ale zielone i na surowo. Przetworzone nie stanowią zagrożenia, a powiem więcej- są bardzo zdrowe. Mają właściwości napotne, moczopędne, przeciwbólowe, oczyszczają organizm z toksyn, a w związku z tym mogą mieć także działanie lekko przeczyszczające. Mogą pomóc zatem zwalczyć gorączkę, kaszel, wzmocnić odporność, a także pomóc w nerwobólach i rwie kulszowej. To tyle zachwalania. A nie, jeszcze jedno- sok czy dżem przyrządzone z tych czarnych soczystych jagód jest bardzo smaczny. Dzisiaj przepis na dżem.

Składniki:
  • 1,5 kg jagód czarnego bzu
  • 0,5 kg cukru
  • Opcjonalnie cytryna i woda różana.
Owoce czarnego bzu zrywamy w kiściach.

Muszą być czarne, bardzo dojrzałe, jednak nie pomarszczone. Takie owoce będą z łatwością odchodziły od gałązek. Te pomarszczone też w sumie nie są złe, ale są bardzo miękkie i ciężko będzie je odrywać. Proponuję założyć rękawiczki i przystąpić do dzieła. Zadanie wydaje się żmudne, ale w rzeczywistości oderwanie jagód by pozyskać te 1,5 kg zajmuje około 15-20 minut. Także też bez przesady.

Owoce opłukujemy. Dobrze jest wrzucić je do garnka i zalać wodą, przemieszać- dzięki temu na wierzch wypłynie większość zanieczyszczeń.

Umyte i odcedzone owoce zasypujemy cukrem, mieszamy i zagotowujemy.

Szybko puszczają sok. Zmniejszamy ogień i pod przykryciem gotujemy jakieś 30 minut. W ten sposób przygotowane owocki przelewamy na sito.

Sok zlewamy do butelek. Szczegółowy przepis na sok z owoców czarnego bzu znajdziecie tutaj. Owoce studzimy i miksujemy, na przykład za pomocą ręcznego blendera.

Następnie przesmażamy je jeszcze jakieś 10 minut dodając nieco cukru- jeśli to konieczne. Dla mnie dżem był już wystarczająco słodki.

Gorący przekładamy do wyparzonych słoików. Szczelnie zamykamy i odstawiamy do lekkiego przestygnięcia do góry dnem.

Dżemem zapełniłam słoiki o pojemności 600 ml. Podzieliłam go na 3 części. Do jednej dodałam sok z całej cytryny, do drugiej 2 łyżki różanej wody, a trzecią zostawiłam taką, jaką była. Dzięki temu otrzymałam 3 nieco różniące się od siebie, fantastyczne smaki. Genialne także do słodzenia zimowej, aromatycznej herbaty.

Sok z owoców czarnego bzu- na zdrowie!

Soki najlepiej powstają warzone w sokowniku. Jednak nie każdy posiada takowy w domu, a ponad to, dla niewielkiej ilości owoców po prostu nie opłaca się go uruchamiać. Dlatego czasami warto przygotować sok w bardziej tradycyjny sposób. Żeby zachować jak najwięcej składników odżywczych i witamin, oczywiście najlepiej byłoby nie poddawać owoców obróbce termicznej, jednak w przypadku czarnego bzu jest to konieczne. W ten sposób pozbywamy się toksycznej sambunigryny, która doprowadzić może do zatrucia. Odpowiednio przygotowany sok z czarnego bzu ma bardzo korzystny wpływ na nasze zdrowie. Dla tych cennych prozdrowotnych właściwości i dla smaku- warto sobie go przygotować i sięgać po niego choćby w przypadku przeziębienia, czy bólu. Działa bowiem przeciwgorączkowo, przeciwbólowo i przeciwzapalnie, wspomaga zwalczanie męczącego kaszlu.


Składniki na około litr soku:

  • 1,5 kg owoców czarnego bzu
  • 0,5 kg cukru + 0,5 szklanki cukru
Owoce czarnego bzu zrywamy w całych kiściach.

Muszą być czarne, bardzo dojrzałe. Takie owoce będą z łatwością odchodziły od gałązek. Proponuję założyć rękawiczki i przystąpić do dzieła. Zadanie wydaje się żmudne, ale w rzeczywistości oderwanie jagód by pozyskać te 1,5 kg zajmuje około 15-20 minut.

Owoce wrzucamy do garnka i zalewamy wodą.

Dzięki temu na wierzch wypłynie większość nieproszonych zanieczyszczeń.

Umyte i odcedzone owoce zasypujemy cukrem, mieszamy i zagotowujemy.

Szybko puszczają sok. Zmniejszamy ogień i pod przykryciem gotujemy jakieś 30 minut. W ten sposób przygotowane owocki przelewamy na sito.

Oddzielony od owoców sok podgrzewamy, ja uznałam, że sok trzeba dosłodzić i dodałam jeszcze jakieś pół szklanki cukru.

Gorący zlewamy do butelek, słoików, zamykamy.

Gotowe.

Oczywiście odcedzone owoce też dadzą się wykorzystać… niebawem przepis- śledźcie bacznie moje wpisy!

Pyszny sos- radość grzybiarza!

Kończy się lato. Ciężko to znoszę, zwłaszcza, że w tym roku słoneczko na nie rozpieszczało. Coraz go mniej, temperatury spadają. Jedyną pociechą są popołudniowe spacery po lesie w poszukiwaniu grzybów, których w tym sezonie w moim rejonie jest całkiem sporo. Nie jestem ekspertką, więc zbieram tylko te, których jestem absolutnie pewna. Dzięki kilku wyprawom powstał spory zapas suszonych i marynowanych grzybków, ale także przepyszny sos, przepisem na który chcę się dzisiaj z Wami podzielić.

Składniki na 3-4 porcje:
  • około 20 podgrzybków
  • średnia cebulka
  • duży ząbek czosnku
  • 2 łyżki oleju
  • czubata łyżka masła
  • tymianek- najlepiej kilka gałązek świeżego
  • płaska łyżka ciemnego sosu sojowego
  • 3 łyżki octu
  • woda
  • łyżka kwaśnej śmietany 18%
  • sól i pieprz

Grzyby czyścimy, kroimy, zanurzamy w wodzie z octem- dzięki czemu nie przybiorą tej niebieskawo-zielonkawej barwy. Cebulę i czosnek siekamy dość drobno.

Olej i masło rozgrzewamy.

Zaczynamy od podsmażenia cebuli.

Gdy już będzie dobrze zeszklona- dodajemy czosnek i chwilkę podsmażamy.

Dodajemy odcedzone z wody grzybki.

Przykrywamy i dusimy jakieś 15 minut.

Po tym czasie dodajemy śmietanę.

Dokładamy zioła. Ja dołożyłam całe gałązki, bo obskubywanie listków byłoby dość żmudne. Pod wpływem temperatury same odpadają i łączą z sosem.

Przykrywamy i dusimy około 10 minut. Dolewamy sos sojowy.

Wyławiamy zioła- jeśli włożyliście tak jak ja całe gałązki. Próbujemy, doprawiamy solą i pieprzem.

Podajemy z kaszą, ziemniakami, makaronem, czy na co tam macie ochotę.