Skip to main content
Kukurydzianka z meksykańską nutą

Kukurydzianka z meksykańską nutą

Za oknem deszczośnieg, zimno, buro i ponuro. Wracamy do domu i…przydałoby się coś na rozgrzewkę. Dobra zupa jest pod tym względem niezawodna i dlatego myślę, że w najbliższym czasie “sprzedam” Wam wiele przepisów, mniej lub bardziej klasycznych. Dzisiaj postawiłam na kukurydzę. Szybka i prosta zupa, słodka i ostra, pożywna.


Aby uzyskać około 2,5 l zupy przygotujcie:

  • dwa udka z kurczaka
  • cebulę dymkę
  • 5 ząbków czosnku
  • dwie średnie marchewki
  • kilka zielonych liści pora
  • niedużego selera
  • dwie średnie pietruszki
  • około 400 g gotowanej kukurydzy, może być z puszki
  • 4 liście laurowe
  • 4 ziarna ziela angielskiego
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
  • łyżeczka pieprzu cayenne (mniej, jeśli nie przepadacie za ostrymi potrawami)
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól

Na początek gotujemy wywar z mięsem, z zielem angielskim i liśćmi laurowymi, z cebulą, czosnkiem, liśćmi pora i resztą warzyw pokrojonych na mniejsze części.

Wszystko gotujemy na wolnym ogniu, aż mięso i warzywa będą miękkie, około 30 minut. W międzyczasie miksujemy kukurydzę, podlewając odrobiną bulionu. Z gotującego się wywaru wyławiamy mięso, liście laurowe, liście pora i ziarna ziela, a pozostałą zawartość garnka miksujemy. Przez sitko, wprost do garnka, przecieramy zmiksowaną kukurydzę, by pozbyć się skórek, które raczej nam się nie rozdrobnią.

Doprawiamy kurkumą dla koloru, wedle uznania, gałką muszkatołową, pieprzem cayenne i solą. Gotujemy jeszcze chwilkę i gotowe. Słodka kukurydza sama w sobie może okazać się zbyt mdła, stąd dość duża ilość czosnku, który chowa się za słodyczą złotej koleżanki, ale jednocześnie dyskretnie zaostrza smak potrawy. Kropkę nad i stawiamy pieprzem cayenne, smaki pięknie się komponują. Ja podałam z kawałkami mięska, na którym gotowałam zupę i całymi ziarnami kukurydzy.

Można zaserwować ją z pieczywem, kaszą, na przykład jaglaną lub makaronem.

Jeśli chcecie przygotować bezmięsną wersję tej zupy, polecam podsmażyć uprzednio wszystkie warzywa na bulion, najlepiej na maśle, dzięki temu smak wywaru będzie ciekawszy.

kontakt

Pichceniomaniaku, jeśli masz pytania dotyczące moich receptur, potrzebujesz porady kulinarnej, masz uwagi do moich pomysłów lub funkcjonowania tej strony- serdecznie zapraszam do kontaktu.

 

 

Imię (wymagane)

Twój Email (wymagane)

Temat

Twoja Wiadomość

Chabrowe lato w szklance

W tym roku wiosna nas rozpieszcza. Chyba w większości kraju mamy dużo słońca i zwykle zupełnie  letnie temperatury. W związku z tym i roślinki spieszą się z kwitnieniem i owocowaniem. Dzisiaj postanowiłam ruszyć na chabry i okazało się, że w moim rejonie to ostatni dzwonek! A ja głupia zastanawiałam się, czy to nie za wcześniej jednak… Także Pichceniomaniacy, na zbiory! Zwłaszcza jeśli macie ochotę wypróbować poniższy przepis. Na szczęście chabry są dość sporymi kwiatuszkami, więc nie ma z nimi jakoś przesadnie dużo pracy. Trzeba jednak pamiętać, by wybrać bezpieczne miejsce zbioru. Z dala od ulicy, od mocno pryskanych pól. Ja swoje zdobyłam na nieuprawianym od dłuższego czasu poletku w pobliżu lasu- i takich miejsc najlepiej szukajcie.

Składniki na ok. 3 litry lemoniady:

  • przynajmniej 1l płatków chabrów
  • sok z 1,5 cytryny
  • szklanka cukru (niepełna)
  • woda
  • słoik o pojemności 3l

Kwiaty zrywamy i rozkładamy na płaskiej powierzchni, by pozbyć się ewentualnych żyjątek. Ciężko określić jaka ilość jest potrzebna by uzyskać 1 l płatków. Na polu cięłam kwiatki z kilkoma centymetrami łodyżki i takich kwiatów miałam pół standardowej sklepowej jednorazówki- może to nieco pomoże.

Obrywamy płatki. Robi się to bardzo prosto i sprawnie.

Wyparzamy duży słoik lub mniejsze słoiki, ale najlepiej nie mniejsze niż litrowe. Wrzucamy doń płatki.

Lekko ciepłą wodę mieszamy z cukrem.

Zalewamy płatki.

Wyciskamy sok z cytryny.

Dolewamy do słoja.

Zakręcamy. Odstawiamy najlepiej na dość mocno nasłoneczniony parapet.

Po kilkunastu godzinach płyn zacznie zmieniać kolor.

Pozostawiamy napój w słoiku przez około 7 dni, do momentu aż płatki zupełnie się odbarwią.

Dobrze jest co drugi dzień słoik lekko rozszczelnić i spuścić nieco gazu, który się wytworzy. Po tym czasie napój przecedzamy i przelewamy do butelek.

Możecie przelać przez gazę lub na przykład tak jak ja przez filtr do kawy, ale uprzedzam, że trochę to trwa i wydaje mi się, że nie jest to aż takie konieczne- większość niechcianych farfocli zostaje na gęstym sitku.

W zasadzie śmiało możemy już pić. Pomimo sporej ilości cukru wcale nie jest za słodki- i twierdzę to ja, osoba, które nie przepada za słodkimi napojami. Jest lekko kwaskowy. Trochę jak połączenie cydru z owocowym, gotowanym kompotem babci 😉 Dla mnie napój najlepszy jest jednak po kolejnych 3-5 dniach, wtedy staje się bardziej wytrawny i zwykle w takim terminie cały znika. Szczerze mówiąc nie wiem jak przechowuje się dłużej. Najlepszy jest schłodzony. Orzeźwienie jakich mało!

Krewetki w lekkim sosie

Część rodzinki baluje w Hiszpanii, a mnie w domu skręca. Nie z zazdrości, nie, nie 🙂 lecz z tęsknoty,  bo pomimo oszałamiająco pięknej pogody w Polsce, to tęskni mi się za śródziemnomorskimi klimatami, które uwielbiam. Dzisiaj namiastka smaków, które kojarzą mi się z wakacjami i morzem. Krewetki. W bardzo prostej i chyba mojej ulubionej wersji.

Składniki:

  • 600 g krewetek
  • 100 ml białego wytrawnego wina
  • pół pęczka pietruszki
  • 5 sporych ząbków czosnku
  • papryczka chili
  • 4 łyżki oleju
  • łyżka masła
  • sól

Tym razem nie udało mi się kupić świeżych krewetek. Użyłam mrożonych, oczyszczonych, podgotowanych, czyli tych różowych. Wyjmujemy je z zamrażalnika pół godziny przed gotowaniem, przelewamy wrzątkiem i pozostawiamy na durszlaku do zupełnego rozmrożenia.

Siekamy pietruszkę.

Czosnek i papryczkę także kroimy, niekoniecznie bardzo drobno. (papryczka mi umknęła na zdjęciu, ale posiekana została 😉 )

W garnku rozgrzewamy olej z odrobiną masła.

Podsmażamy chwilę czosnek i chili.

Dodajemy krewetki i króciutko przesmażamy.

Dolewamy wino i nieco soli.

Gotujemy około 5 minut na sporym ogniu, by lekko zredukować sos. Dodajemy natkę pietruszki.

Dokładamy masło.

Gdy się rozpuści, jeszcze próbujemy i ewentualnie doprawiamy solą. Gotowe. Polecam serwować z dobrym pieczywem, który można maczać w powstałym w trakcie gotowania, przepysznym sosem.

Pstrąg w ziołach

Pyszna rybka na obiad to jest to! Danie jest proste i szybkie w przygotowaniu. Wiem, że czasami nie tak łatwo kupić świeżą rybę w całości, ale uważam, że taka jest najpyszniejsza. To coś jak twierdzenie, że mięso przygotowywane z kością jest smaczniejsze. Tak moim zdaniem jest też i z rybami, w całości mają o niebo lepszy smak. Dzisiaj proponuję Wam soczystego pstrąga z ziołową nutą.

Składniki:

  • 2 pstrągi tej samej wielkości
  • ok. 50 g wędzonego surowego boczku (6 cienkich plasterków)
  • pół pęczka koperku
  • kilka gałązek tymianku
  • kilka gałązek oregano
  • sól
  • biały pieprz
  • olej

Wypatroszone wcześniej ryby myjemy i dokładnie osuszamy. Także w środku.

Oprószamy solą i białym pieprzem. Wkładamy do środka plastry boczku.

Myjemy zioła, osuszamy i upychamy je do środka ryby.

Układamy ryby na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, lekko natłuszczonym olejem.

Olejem skrapiamy także wierzch ryby. Pieczemy w 200 stopniach przez 20 minut.

Długość zależy oczywiście od wielkości ryb, moje miały po około 300 g każda. Skórka jest lekko przypieczona, idealnie odchodzi od mięsa, podobnie jak ości. Smacznego!

 

O Pichceniomaniaczce

Witajcie Pichceniomaniacy! Bardzo dziękuję, że zawitaliście w moje internetowe progi. Kilka słów o mnie i o tym projekcie. Jestem adeptką sztuki kulinarnej, dla której gotowanie jest ukochaną formą relaksu. Od zawsze lubię też pisać i właśnie dlatego w Wasze ręce z przyjemnością oddaję tego bloga- zbiór przepisów, wywodzących się z kuchni z całego świata, czasem absolutnie klasycznych, a czasem jedynie inspirowanych klasyką. W swoim prywatnym jadłospisie stawiam na różnorodność, ale szczególną miłością darzę kuchnię polską i włoską, zwłaszcza tę z południa Włoch. Uwielbiam smakować nowości, można powiedzieć, że podróżując, uprawiam tak zwaną turystykę kulinarną. Zawsze kosztuję lokalnych specjałów i czerpię z nich wiele inspiracji. O tych wyjazdowych doznaniach też postaram się tutaj co nie co pisać. Podzielę się z Wami doświadczeniami i wiedzą, co i gdzie smacznie zjeść.
W swoich przepisach staram się wykorzystywać jak najbardziej naturalne składniki, jak najmniej przetworzone. Korzystam z zapasów z własnego ogródka i przepastnej spiżarni, a zakupy, zwłaszcza jeśli chodzi o warzywa i owoce, robię głównie na lokalnym bazarku. Nie jestem jednak pod tym względem przesadnie radykalna, wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Nieustannie się uczę, we własnym zakresie, ale także w miarę możliwości uczestniczę w warsztatach i szkoleniach. Będę dzieliła się tutaj z Wami zdobytą wiedzą, podpowiem jak sprytnie i efektywnie ułatwić sobie pracę w kuchni.
Hołduję tradycji, ale staram się również śledzić nowości i aktualnie panujące trendy kulinarne. Wszystkie prezentowane tutaj receptury są przeze mnie sprawdzone, często wielokrotnie udoskonalane. Zawsze chętnie odpowiem na Wasze pytania i przyjmę uwagi odnośnie przepisów i funkcjonowania samego bloga. Bardzo dziękuję, że jesteście ze mną i zachęcam do dalszego śledzenia moich pomysłów.

Makaron w ziołowym, ekspresowym sosie

Dzisiaj propozycja makaronu, który może być całkowicie osobnym, pysznym daniem, ale genialnie sprawdzi się także jako dodatek na przykład do ryby. Pomimo iż sos nie wymaga długiego gotowania, czy jakoś bardzo skomplikowanej bazy, to jest bardzo aromatyczny i absolutnie niczego mu nie brakuje. Zioła, zwłaszcza świeże,  mają to do siebie, że najlepiej dodawać je  do potraw pod koniec gotowania, gdyż potrafią szybko stracić swój aromat. Zatem mamy następny argument przemawiający za tym, żeby nie przesadzać ze zbyt długim warzeniem. Wypróbujcie.

Składniki na 4 porcje:

  • 400 g makaronu, na przykład casarecce
  • kilka małych gałązek rozmarynu
  • kilka gałązek tymianku
  • kilka gałązek oregano
  • garstka koperku
  • 3-4 cebulki dymki
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 liście laurowe
  • 2 ziarna ziela angielskiego
  • koper i korzeń chrzanu z litrowego słoika z ogórkami kiszonymi
  • czubata łyżka gęstej kwaśnej śmietany
  • sól
  • pieprz
  • 4 łyżki oleju
  • szklanka wody

Makaron gotujemy w lekko osolonej wodzie, oczywiście by był al dente. W międzyczasie kroimy koperek, dymkę i czosnek.

Resztę ziół zachowujemy w całości. Na rozgrzanym oleju podsmażamy dymkę, czosnek, ziele angielskie i liście laurowe.

Lekko solimy, zalewamy wodą.

Dodajemy wszystkie zioła i gotujemy na sporym ogniu kilka minut.

Dodajemy koper i chrzan z ogórków kiszonych, gotujemy 3-5 minut.

Wyciągamy wszystkie “gałęzie”.

Śmietanę mieszamy z odrobiną ciepłej wody i dodajemy do sosu.

Doprawiamy solą i pieprzem do smaku.

Mieszamy z makaronem. Podajemy z odrobiną świeżych ziół.

Orzeźwiający koktajl owocowy z ziołową niespodzianką

Dodatek ziół innych niż mięta do słodkości długo wydawał mi się dość dziwaczny, do momentu aż spróbowałam. Zioła w deserach sprawdzają się genialnie, moim zdaniem zwłaszcza, gdy są one owocowe. Jeśli krzywicie się na myśl o połączeniu na przykład bazylii z truskawkami, to czas spróbować i zmienić zdanie. Ja miałam dokładnie takie samo podejście i cieszę się, że je zweryfikowałam. Dzisiaj propozycja pysznego, prostego koktajlu owocowego. Ugasi pragnienie, ale spokojnie można podać go także jako pyszny deser.

Składniki na 3-4 solidne porcje (ok. 1200 ml)

  • 50 średnich truskawek
  • pół zielonego melona (ok. 600 g)
  • banan
  • garść liści bazylii
  • łyżka ksylitolu

Przed przygotowaniem koktajlu wszystkie składniki wkładamy na godzinę do lodówki, dzięki temu sam napój będzie już lekko chłodny. Truskawki myjemy, szypułkujemy.

Obieramy i rozdrabniamy banana.

To samo robimy z melonem, ważne, aby był dojrzały.

Dodajemy bazylię i ksylitol.

Dokładnie miksujemy.

Podajemy.

O mój kurczaku w rozmarynie!

Rozmaryn, to jedno z moich ulubionych ziół. Trzeba z nim uważać, bo potrafi dodać potrawie goryczy. Jeśli jednak używa się go z rozwagą, to genialnie komponuje się zarówno w daniach warzywnych, jak i mięsnych. Dlaczego tak go lubię? Może dlatego, że ma tak charakterystyczny smak, iż nie da się go pomylić z jakąkolwiek inną przyprawą. Lubię takie indywidualności 🙂 Dzisiaj połączyłam go z mięsem drobiowym i śmietanowym sosem.

Składniki na 2 porcje:

  • 2 średnie filety z kurczaka
  • kilka gałązek rozmarynu
  • 2 ząbki czosnku
  • 2-3 cebulki dymki
  • pół łyżeczki białego pieprzu
  • łyżeczka soli
  • 1/4 szklanki oleju
  • czubata łyżka gęstej, kwaśnej śmietany
  • 1/3 łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • 100 ml białego wytrawnego wina
  • 100 ml wody
  • pół niedużej cytryny

Mięso oczyszczamy, kroimy na kawałki, niezbyt małe. Oprószamy solą i pieprzem. Dodajemy rozmaryn oraz plastry cytryny, wcześniej lekko wyciskając z nich sok. Wszystko zalewamy olejem i odstawiamy na przynajmniej 1 h.

Po tym czasie kurczaka wraz z olejem, w którym się marynował, przekładamy do garnka. Smażymy krótko, lecz na sporym ogniu, do czasu aż mięso zmieni kolor na białe.

Dodajemy rozdrobnioną dymkę i ząbki czosnku w całości.

Chwilę przesmażamy. Dolewamy wino i wodę.

Dodajemy rozmaryn z marynaty i dusimy pod przykryciem około 5 minut.

Śmietanę mieszamy z mąką i rozprowadzamy wszystko w niewielkiej ilości ciepłej wody.

Doprawiamy tą miksturą kurczaka.

Gotujemy jeszcze kilka minut. Próbujemy i ewentualnie doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Długość duszenia oczywiście zależy od wielkości kawałków, najlepiej sprawdzajcie w trakcie gotowania.

Piwoniowa konfitura

Im bardziej zagłębiam się w temat jadalnych kwiatków i innych, często nieco zapomnianych darów łąk i lasów, tym bardziej zadziwia mnie, ile roślin marnuje się w naszym najbliższym otoczeniu. No dobrze, może nie marnują się tak do końca, kwiaty w końcu zawsze cieszą oko. Gdy wpadam do wychuchanego i wypielęgnowanego ogrodu moich rodziców, to widzę jak oni drżą i obserwują pytająco- co też tym razem zagarnę do kuchni. Wszystkie moje próby zyskują finalnie aprobatę, także od czasu do czasu faktycznie coś podkradam. Dzisiaj padło na piwonie, które w tym roku kwitną wyjątkowo pięknie. Zrobiłam 2 słoiczki na próbę, a potem to już ile się dało… 🙂

Składniki na ok. 250 ml konfitury:

  • 2 litry płatków piwonii (pełnych)
  • 1/3 szklanki wody
  • sok z połówki cytryny
  • 6 łyżek cukru
  • łyżeczka wody różanej (opcjonalnie)
Kwiaty zrywamy w słoneczny dzień, w miejscu z dala od ruchliwych ulic, by były jak najmniej zakurzone, zanieczyszczone. Każdy płatek u nasady ma jaśniejszą, czasem wręcz białą część, która jest gorzka. Trzeba ją odciąć. Możecie to robić płatek po płatku, ale ja przyjęłam inną technikę. Po prostu odcinam płatki w 1/5-1/4 wysokości kwiatu, patrząc od łodygi.

Płatki rozkładamy na papierze i odławiamy wszystkie robaczki.

Następnie trafiają do garnka. Dolewamy sok z cytryny.

Dosypujemy cukier.

Dolewamy wodę.

Płatki miksujemy na miazgę.

Najlepiej ucierać w makutrze, ale uprzedzam, że trwa to dość długo. Naczynie wstawiamy na gaz. Zagotowujemy i gotujemy wszystko na malutkim ogniu 5-10 minut. Możemy dodać wodę różaną, ale naprawdę odrobinę, przyjemnie podkręci kwiatkowatość konfitury 😉 Wyparzamy słoiczki i przekładamy doń gorącą konfiturę.

Zakręcamy, odstawiamy do góry dnem do momentu wystudzenia.

P.S. Płatki są płatkami, nie mają miąższu, konsystencja konfitury będzie więc specyficzna. Jeśli wolicie bardziej gładką teksturę dolejcie nieco więcej wody, a następnie dodajcie agaru lub choćby żelatyny. Niebawem postaram się podać dokładny przepis na taki dżem.